Rozdział 14
-Doktorze czy mogę się z nią zobaczyć? - spytałam drżącym głosem.
- Tak ale krótko.
Weszłam do jednej z sal na intensywnej terapii. Nogi mi się trzęsły ponieważ bałam się co tam zobaczę. Gwen co prawda była podłączona do kilku urządzeń ale nie wyglądało to tak strasznie jak to sobie wyobrażałam. Leżała z otwartymi oczyma i wpatrywała się w sufit.
- Jak się czujesz kochanie? - spytałam.
- Ujdzie - podniosła się żeby usiąść - A Harry? Cy on... żyje?
Podeszłam do niej i ją z powrotem położyłam.
- Tak. Żyje. Ale jest jeszcze pod narkozą.
Gwen wyraźnie odetchnęła z ulgą.
- A co dalej będzie? - wyszeptała. - Złapią mnie teraz jak leże tu bezbronna i z raną po nożu ?
- Nie złapią ciebie. Mnie też. Nie mają dowodów.
- Na co?
- Na... - nie dokończyłam bo lekarz wszedł i mnie wyprosił. Gdy wychodziłam popatrzyłam na Gwen bezradnym wzrokiem. Wychodząc ze skrzydła szpitalnego poczęłam rozmyślać o całej tej sytuacji. O tym czego się dowiedziałam zaraz przed tym gdy prezydent wyzionął ducha. Chwilę po tym jak Jayson i lekarze wynieśli Harrego usłyszałam za sobą cichy ale jednak jadowity śmiech. Obróciłam się gwałtownie i zobaczyłam przekrwione oczy wpatrujące się we mnie.
- Czego ode mnie chcesz - wyszeptałam wystraszona i w ogóle zdziwiona że mój były mąż jeszcze zipie.
- To nic nie da. - również wyszeptał i jego oczy zaszły mgłą a ciało znieruchomiało. Zrozumiałam że umarł. Z tymi wspomnieniami wpadłam na Jaysona.
- Uważaj jak chodzisz księżniczko - powiedział z uśmiechem na twarzy łapiąc mnie przy okazji.
- Oj. Przepraszam.- powiedziałam zmieszana. - Zamyśliłam się.
- Właśnie widzę. Wszystko w porządku?
- Nie. Nic nie jest w porządku - przytuliłam się do niego i rozpłakałam wprost w jego koszulę.
- No już, już. - próbował mnie pocieszyć - Choć ze mną do mojego domu. Zrobię ci herbaty i o wszystkim porozmawiamy.
* * *
Część 8
Harry
Obudziłem się z bólem w klatce piersiowej. Nie był to ten oszałamiający ból co wcześniej ale jednak bólem był. Po chwili wszedł lekarz.
- Dobrze się pan czuje? - spytał.
- Boli mnie w klatce piersiowej - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Skala bólu? - zaciekawił się i zaczął skrobać coś w dokumentacji. - Skala do dziesięciu.
- Cztery.
- Niech pan się nie martwi. Podamy panu leki przeciwbólowe i wszystko będzie w porządku. Stopień bólu nie wykracza poza normę bólu człowieka postrzelonego. Zaraz przyniosę panu leki. - powiedział po czym wyszedł.
Postrzelony! Właśnie przy tym wyrazie przypomniałem sobie dlaczego tu jestem. Gwen! Boże czy ona żyje!? Dobrze pamiętam to uczucie przerażenia kiedy Monica skierowała pistolet w stronę Gwen. A właśnie! Oszukała mnie! A ja jak jakiś debil jej uwierzyłem. Jestem skończonym kretynem.
Po chwili wrócił lekarz i zaaplikował mi lekarstwa. Gdy mi je podawał zapytałem:
Czy Gwendolyn Ort żyje?
Podrapał się po brodzie i popatrzył na mnie.
- Tak. Na szczęście tak. Nóż dosłownie o milimetry ominął aortę. U pana stało się dokładnie tak samo z kulą. Tylko że u ciebie trafiła w wątrobę no i jesteś w troche gorszym stanie od niej. Ale nie martw się. Przeżyjesz.
Po tych słowach wyszedł a ja postanowiłem się zdrzemnąć.
Gdy obudziłem się po mojej kilku godzinnej drzemce było już ciemno. Jak długo spałem? Nie wiem. Chwile później słyszałem jakiś dźwięk. Gdy już myślałem że się przesłyszałem powtórzył się znowu. Popatrzyłem w stronę skąd dochodził. A dochodził od strony drzwi.
- Harry? - usłyszałem ledwo słyszalny szept.
Wszędzie bym rozpoznał ten głos. Gwen!
- Jestem tu Gwenny.
Ledwo widzialna sylwetka podeszła do mojego łóżka.
- Jak się czujesz? - spytała z obawą w glosie wciąż szepcząc.
- Dobrze. Dziękuję. A ty? Nie powinnaś leżeć? - spytałem z trwogą w głosie.
- Powinnam ale dostałam zgodę pielęgniarki. Pięć minut.
- Usiądź koło mnie. Proszę. - szepnąłem błagalnie.
Przycupnęła na skraju łożka po zy powiedziała przejętym głosem:
Nawet nie wiem jak ci mam dziękować. Tak się bałam - jej głos wyraźnie się trząsł.
- Nie płacz. Proszę. Choć wiem że nie zasłużyłem na ciebie pomimo tego że się okazało że Monica kłamała. Ja cię wtedy potraktowałem jak śmieć w tej kawiarni. Ja nawet nie zasługuję na twoje wybaczenie...
- Ja już ci wybaczyłam - przerwała mi.
Zamarłem po czym w oczach stanęły mi łzy.
- Gwen, ja... - nie dokończyłem bo zamknęła mi usta pocałunkiem.
Zamknąłem oczy i zatopiłem się w tej pieszczocie. Gdy wreszcie zkączyliśmy Gwen spytała.
- Kiedy się dowiedziałeś?
- O czym? - spytałem zdezorientowany.
- O tym że Monica kłamała. - głos zaczął jej znowu drżeć.
- Gwennny spokojnie. - chwyciłem ją za rękę - Dowiedziałem się wtedy gdy przyjechałem z Monicą do pałacu prezydenckiego. Ale potem usłyszałem że wrócisz z powrotem i jeszcze później o całej tej egzekucji postanowiłem udawać przed wszystkimi żeby cię uratować. I udało się. - uśmiechnąłem się.
- Tak. A ja nie mogę uwierzyć że się udało. No i nawet nie wiesz jaki mam u ciebie dług.
-Gwenny?
- Tak?
- Kocham cię. Ja wiem że nie zasługuje na takie szczęście jakim jest posiadanie tak wspaniałej dziewczyny ale ja ciebie kocham. Kocham cię Gwenny. Czy możemy wrócić do tego co dawniej zapominając o przeszłości?
Nie wem dlaczego to powiedziałem. Ale jak była moja radość gdy usłyszałem jej odpowiedz.
A jej odpowiedz brzmiała TAK.

- Tak ale krótko.
Weszłam do jednej z sal na intensywnej terapii. Nogi mi się trzęsły ponieważ bałam się co tam zobaczę. Gwen co prawda była podłączona do kilku urządzeń ale nie wyglądało to tak strasznie jak to sobie wyobrażałam. Leżała z otwartymi oczyma i wpatrywała się w sufit.
- Jak się czujesz kochanie? - spytałam.
- Ujdzie - podniosła się żeby usiąść - A Harry? Cy on... żyje?
Podeszłam do niej i ją z powrotem położyłam.
- Tak. Żyje. Ale jest jeszcze pod narkozą.
Gwen wyraźnie odetchnęła z ulgą.
- A co dalej będzie? - wyszeptała. - Złapią mnie teraz jak leże tu bezbronna i z raną po nożu ?
- Nie złapią ciebie. Mnie też. Nie mają dowodów.
- Na co?
- Na... - nie dokończyłam bo lekarz wszedł i mnie wyprosił. Gdy wychodziłam popatrzyłam na Gwen bezradnym wzrokiem. Wychodząc ze skrzydła szpitalnego poczęłam rozmyślać o całej tej sytuacji. O tym czego się dowiedziałam zaraz przed tym gdy prezydent wyzionął ducha. Chwilę po tym jak Jayson i lekarze wynieśli Harrego usłyszałam za sobą cichy ale jednak jadowity śmiech. Obróciłam się gwałtownie i zobaczyłam przekrwione oczy wpatrujące się we mnie.
- Czego ode mnie chcesz - wyszeptałam wystraszona i w ogóle zdziwiona że mój były mąż jeszcze zipie.
- To nic nie da. - również wyszeptał i jego oczy zaszły mgłą a ciało znieruchomiało. Zrozumiałam że umarł. Z tymi wspomnieniami wpadłam na Jaysona.
- Uważaj jak chodzisz księżniczko - powiedział z uśmiechem na twarzy łapiąc mnie przy okazji.
- Oj. Przepraszam.- powiedziałam zmieszana. - Zamyśliłam się.
- Właśnie widzę. Wszystko w porządku?
- Nie. Nic nie jest w porządku - przytuliłam się do niego i rozpłakałam wprost w jego koszulę.
- No już, już. - próbował mnie pocieszyć - Choć ze mną do mojego domu. Zrobię ci herbaty i o wszystkim porozmawiamy.
* * *
Część 8
Harry
Obudziłem się z bólem w klatce piersiowej. Nie był to ten oszałamiający ból co wcześniej ale jednak bólem był. Po chwili wszedł lekarz.
- Dobrze się pan czuje? - spytał.
- Boli mnie w klatce piersiowej - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Skala bólu? - zaciekawił się i zaczął skrobać coś w dokumentacji. - Skala do dziesięciu.
- Cztery.
- Niech pan się nie martwi. Podamy panu leki przeciwbólowe i wszystko będzie w porządku. Stopień bólu nie wykracza poza normę bólu człowieka postrzelonego. Zaraz przyniosę panu leki. - powiedział po czym wyszedł.
Postrzelony! Właśnie przy tym wyrazie przypomniałem sobie dlaczego tu jestem. Gwen! Boże czy ona żyje!? Dobrze pamiętam to uczucie przerażenia kiedy Monica skierowała pistolet w stronę Gwen. A właśnie! Oszukała mnie! A ja jak jakiś debil jej uwierzyłem. Jestem skończonym kretynem.
Po chwili wrócił lekarz i zaaplikował mi lekarstwa. Gdy mi je podawał zapytałem:
Czy Gwendolyn Ort żyje?
Podrapał się po brodzie i popatrzył na mnie.
- Tak. Na szczęście tak. Nóż dosłownie o milimetry ominął aortę. U pana stało się dokładnie tak samo z kulą. Tylko że u ciebie trafiła w wątrobę no i jesteś w troche gorszym stanie od niej. Ale nie martw się. Przeżyjesz.
Po tych słowach wyszedł a ja postanowiłem się zdrzemnąć.
Gdy obudziłem się po mojej kilku godzinnej drzemce było już ciemno. Jak długo spałem? Nie wiem. Chwile później słyszałem jakiś dźwięk. Gdy już myślałem że się przesłyszałem powtórzył się znowu. Popatrzyłem w stronę skąd dochodził. A dochodził od strony drzwi.
- Harry? - usłyszałem ledwo słyszalny szept.
Wszędzie bym rozpoznał ten głos. Gwen!
- Jestem tu Gwenny.
Ledwo widzialna sylwetka podeszła do mojego łóżka.
- Jak się czujesz? - spytała z obawą w glosie wciąż szepcząc.
- Dobrze. Dziękuję. A ty? Nie powinnaś leżeć? - spytałem z trwogą w głosie.
- Powinnam ale dostałam zgodę pielęgniarki. Pięć minut.
- Usiądź koło mnie. Proszę. - szepnąłem błagalnie.
Przycupnęła na skraju łożka po zy powiedziała przejętym głosem:
Nawet nie wiem jak ci mam dziękować. Tak się bałam - jej głos wyraźnie się trząsł.
- Nie płacz. Proszę. Choć wiem że nie zasłużyłem na ciebie pomimo tego że się okazało że Monica kłamała. Ja cię wtedy potraktowałem jak śmieć w tej kawiarni. Ja nawet nie zasługuję na twoje wybaczenie...
- Ja już ci wybaczyłam - przerwała mi.
Zamarłem po czym w oczach stanęły mi łzy.
- Gwen, ja... - nie dokończyłem bo zamknęła mi usta pocałunkiem.
Zamknąłem oczy i zatopiłem się w tej pieszczocie. Gdy wreszcie zkączyliśmy Gwen spytała.
- Kiedy się dowiedziałeś?
- O czym? - spytałem zdezorientowany.
- O tym że Monica kłamała. - głos zaczął jej znowu drżeć.
- Gwennny spokojnie. - chwyciłem ją za rękę - Dowiedziałem się wtedy gdy przyjechałem z Monicą do pałacu prezydenckiego. Ale potem usłyszałem że wrócisz z powrotem i jeszcze później o całej tej egzekucji postanowiłem udawać przed wszystkimi żeby cię uratować. I udało się. - uśmiechnąłem się.
- Tak. A ja nie mogę uwierzyć że się udało. No i nawet nie wiesz jaki mam u ciebie dług.
-Gwenny?
- Tak?
- Kocham cię. Ja wiem że nie zasługuje na takie szczęście jakim jest posiadanie tak wspaniałej dziewczyny ale ja ciebie kocham. Kocham cię Gwenny. Czy możemy wrócić do tego co dawniej zapominając o przeszłości?
Nie wem dlaczego to powiedziałem. Ale jak była moja radość gdy usłyszałem jej odpowiedz.
A jej odpowiedz brzmiała TAK.
Komentarze
Prześlij komentarz