Rozdział 20
- W jaki sposób dotarliśmy na Corcovado w tak krótkim czasie? Przecież główne lotnisko w Rio de Janeiro jest daleko stąd.
- A kto powiedział że wylądowaliśmy na głównym lotnisku w mieście?
- Ale to drugie lotnisko też jest kawałek stąd. - nie potrafiłam zrozumieć skąd się wzięliśmy na najsłynniejszej górze w Brazylii w tak krótkim czasie.
- Mam wtyki - uśmiechnął się szelmowsko.
- Wtyki?
- Wątpisz?
- Tak - roześmiałam się i pognałam w dół schodami i zatrzymałam się poziom niżej wśród kawiarnianych zielonych parasoli.
- To co? Zamówimy coś? - spytał gdy mnie już dogonił.
- Czemu nie? - uśmiechnęłam się do niego. - Zamawiam...
W tej chwili zadzwonił telefon Harrego.
- Wybacz na chwilkę. - powiedział do mnie po czym odszedł na bok.
Próbowałam coś podsłuchać ale bezskutecznie. Im bliżej podchodziłam tym dalej się odsuwał. Po pięciu minutach skapitulowałam. Gdy Harry podszedł do stolika i podał mi menu odłożyłam ją natychmiast.
- Co przede mną ukrywasz? - spytałam bezradnie.
- Chodź - wstał od stolika i pociągnął mnie za sobą.
Dałam się sprowadzić na dół, dałam się poprowadzić chodnikiem, ale gdy stanęliśmy przed olbrzymią rezydencją stanęłam jak wryta.
- Zgadnij czyj to dom. - uśmiechnął się tajemniczo.
- Twojej ciotki o której nic nie wiem? - próbowałam zgadnąć.
- Nasz. - odparł z wyrażną duma w głosie. - Sam go kupiłem. Niezły co?
Przesunęłam wzrokiem po posiadłości.
- I powiadasz że kupiłeś ten dom? - nie mogłam uwierzyć w to co powiedział.
- Tak -zaczął się śmiać - I jeszcze dodatkowo załatwiłem sobie dobrze płatną prace.
- Jesteś niemożliwy
- Wiem - to mówiąc porwał mnie w ramiona i popędził na tył domu.
Zdębiałam.
- O nie! Zaczynasz przeginać! Najpierw chata warta miliony a teraz prywatna plaża nad oceanem. - powiedziałam sfrustrowana.
Harry najwyraźniej ją dostrzegł bo powiedział:
Miałem trzymać język za zębami ale nie dajesz mi wyboru. Tu zamierzam cię poślubić.
Po moich policzkach spłynęły łzy wzruszenia.
Harry popatrzył mi z powagą w oczy. Podszedł do torby stojącej na pomoście i wyciągnąwszy z niej wianek włożył mi go na głowę. Wziął mnie za rękę i poszedł ze mną w głąb ogrodu który znajdował się obok domu. Byłam strasznie ciekawa jaką powierzchnie kupił Harry i co znajduje się w lesie. Naszym lesie. Gdy dotarliśmy już na miejsce moim oczom ukazał się przepięknie ozdobiony łuk weselny. A obok niego stała...Vanessa w towarzystwie Jaysona.
Podczas gdy panowie wymieniali uściski podbiegłam do mojej siostry i ją mocno uściskałam.
- Dobrze cię widzieć - uśmiechnęłam się do niej - Mówię ci. Jeśli Harry jeszcze mi powie że mamy pokojówkę i sprzątaczki to zejdę na zawał.
Uśmiechnęła się.
- Czyli mogę się z tobą żegnać - zaczęła się skręcać ze śmiechu.
- Jest gorzej niż myślę? - spytałam zdeorientowana.
Popatrzyłam na pozostałą dwójkę. Oni też nie mogli powstrzymać śmiechu.
- Lokal Gerwazy - wysapała w końcu Vanessa.
Zamarłam z przerażenia.
* * *
Gdy w końcu znaleźliśmy się na miejscu musiałam wreszcie się uśmiechnąć.
- Pamiętałeś - powiedziałam i przytuliłam się do Harrego.
- A pamiętałem - uśmiechnął się zadziornie.
Nie mogłam się nadziwić że pamiętał to co mu wyszlochałam w koszulę zaraz po tym jak wyszłam z areny.
Dom był cudowny. Przepiękny. Wyglądał jak pałac. Prawdziwy pałac.
Harry jednak nie pozwolił mi się dokładnie przyjrzeć i zaciągnoł mnie na tył domu.
Do ogrodu pełnego róż. Białych,czerwonych,herbacianych.
Zaciągnął mnie pod łuk weselny,wyjął obrączki i zaczął recytować:
Ja Harry biorę sobie ciebie Gwendolyn za żonę...
Reszty nie usłyszałam.
Naglę ktoś mnie złapał od tyłu.
A potem nastała ciemność.
Gdy obudziłam się zobaczyłam że niosą mnie jacyś wyrostkowie. Po chwili załadowali mnie do bagażnika i zakleili mi usta. Po o chwili zatrzasnęli klapę i jakąś sekundę potem odjechali z piskiem opon. Ostatnie co zobaczyłam do biegnącego Harrego.
- A kto powiedział że wylądowaliśmy na głównym lotnisku w mieście?
- Ale to drugie lotnisko też jest kawałek stąd. - nie potrafiłam zrozumieć skąd się wzięliśmy na najsłynniejszej górze w Brazylii w tak krótkim czasie.
- Mam wtyki - uśmiechnął się szelmowsko.
- Wtyki?
- Wątpisz?
- Tak - roześmiałam się i pognałam w dół schodami i zatrzymałam się poziom niżej wśród kawiarnianych zielonych parasoli.
- To co? Zamówimy coś? - spytał gdy mnie już dogonił.
- Czemu nie? - uśmiechnęłam się do niego. - Zamawiam...
W tej chwili zadzwonił telefon Harrego.
- Wybacz na chwilkę. - powiedział do mnie po czym odszedł na bok.
Próbowałam coś podsłuchać ale bezskutecznie. Im bliżej podchodziłam tym dalej się odsuwał. Po pięciu minutach skapitulowałam. Gdy Harry podszedł do stolika i podał mi menu odłożyłam ją natychmiast.
- Co przede mną ukrywasz? - spytałam bezradnie.
- Chodź - wstał od stolika i pociągnął mnie za sobą.
Dałam się sprowadzić na dół, dałam się poprowadzić chodnikiem, ale gdy stanęliśmy przed olbrzymią rezydencją stanęłam jak wryta.
- Zgadnij czyj to dom. - uśmiechnął się tajemniczo.
- Twojej ciotki o której nic nie wiem? - próbowałam zgadnąć.
- Nasz. - odparł z wyrażną duma w głosie. - Sam go kupiłem. Niezły co?
Przesunęłam wzrokiem po posiadłości.
- I powiadasz że kupiłeś ten dom? - nie mogłam uwierzyć w to co powiedział.
- Tak -zaczął się śmiać - I jeszcze dodatkowo załatwiłem sobie dobrze płatną prace.
- Jesteś niemożliwy
- Wiem - to mówiąc porwał mnie w ramiona i popędził na tył domu.
Zdębiałam.
- O nie! Zaczynasz przeginać! Najpierw chata warta miliony a teraz prywatna plaża nad oceanem. - powiedziałam sfrustrowana.
Harry najwyraźniej ją dostrzegł bo powiedział:
Miałem trzymać język za zębami ale nie dajesz mi wyboru. Tu zamierzam cię poślubić.
Po moich policzkach spłynęły łzy wzruszenia.
Harry popatrzył mi z powagą w oczy. Podszedł do torby stojącej na pomoście i wyciągnąwszy z niej wianek włożył mi go na głowę. Wziął mnie za rękę i poszedł ze mną w głąb ogrodu który znajdował się obok domu. Byłam strasznie ciekawa jaką powierzchnie kupił Harry i co znajduje się w lesie. Naszym lesie. Gdy dotarliśmy już na miejsce moim oczom ukazał się przepięknie ozdobiony łuk weselny. A obok niego stała...Vanessa w towarzystwie Jaysona.
Podczas gdy panowie wymieniali uściski podbiegłam do mojej siostry i ją mocno uściskałam.
- Dobrze cię widzieć - uśmiechnęłam się do niej - Mówię ci. Jeśli Harry jeszcze mi powie że mamy pokojówkę i sprzątaczki to zejdę na zawał.
Uśmiechnęła się.
- Czyli mogę się z tobą żegnać - zaczęła się skręcać ze śmiechu.
- Jest gorzej niż myślę? - spytałam zdeorientowana.
Popatrzyłam na pozostałą dwójkę. Oni też nie mogli powstrzymać śmiechu.
- Lokal Gerwazy - wysapała w końcu Vanessa.
Zamarłam z przerażenia.
* * *
Gdy w końcu znaleźliśmy się na miejscu musiałam wreszcie się uśmiechnąć.
- Pamiętałeś - powiedziałam i przytuliłam się do Harrego.
- A pamiętałem - uśmiechnął się zadziornie.
Nie mogłam się nadziwić że pamiętał to co mu wyszlochałam w koszulę zaraz po tym jak wyszłam z areny.
Dom był cudowny. Przepiękny. Wyglądał jak pałac. Prawdziwy pałac.
Harry jednak nie pozwolił mi się dokładnie przyjrzeć i zaciągnoł mnie na tył domu.
Do ogrodu pełnego róż. Białych,czerwonych,herbacianych.
Zaciągnął mnie pod łuk weselny,wyjął obrączki i zaczął recytować:
Ja Harry biorę sobie ciebie Gwendolyn za żonę...
Reszty nie usłyszałam.
Naglę ktoś mnie złapał od tyłu.
A potem nastała ciemność.
Gdy obudziłam się zobaczyłam że niosą mnie jacyś wyrostkowie. Po chwili załadowali mnie do bagażnika i zakleili mi usta. Po o chwili zatrzasnęli klapę i jakąś sekundę potem odjechali z piskiem opon. Ostatnie co zobaczyłam do biegnącego Harrego.

Komentarze
Prześlij komentarz