Rozdział 5

- Co ? - wychrypiałam.
- Nikt ci nie powiedział całej prawdy. Prawda? - spytał a ja przytaknęłam głową coraz bardziej przerażona - Z tego co wiem - Ciągnął - Twoja matka dla twojego bezpieczeństwa z powodu ojca oddała cię cię do Ortów.A kto jest twoim ojcem tego nie wiem.- powiedział ze smutkiem.
Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Mój kompan też nie wyglądał najlepiej. Przytulił mnie i tak sobie trwaliśmy przez jakiś czas. Odsunęłam się delikatnie od niego i spytałam:
- A Matt wiedział?
Pokręcił głową po czym powiedział:
- Dowiedzieliśmy się tego dopiero od Lacey po zakończeniu igrzysk. - Zamilkł lecz po chwili dodał - Jesteś wykończona. Ja już pójdę.
-Nie! - krzyknęłam.
Zrobiłam to zbyt rozpaczliwiej niż chciałam. Uśmiechnął się pobłażliwie.
- Jesteś pewna?
W odpowiedzi poklepałam miejsce koło siebie a on po chwili już trzymał mnie w tym swoim nieniedźwiedzim uścisku dając mi poczucie bezpieczeństwa. Zaczął mnie lekko kołysać. Zasnęłam w mgnieniu oka.
                                                               * * *
Nieee! - mój krzyk rozniósł się po całym pomieszczeniu.
Siedziałam na klapie od ubikacji w naszym nowym mieszkaniu we Włoszech i wpatrywałam się tępo w różowe kreski na kawałku plastiku który trzymałam w dłoni. A jednak to prawda. W następnej chwili do łazienki wpadł Harry z przerażoną miną. Przykucnął przede mną i popatrzył prosto w moje roztrzęsione oczy opierając się dłońmi o moje kolana.
- Co się dzieje Gwen? - spytał.
Pomachałam mu testerem przed nosem. Zamrugał zbity z tropu.
- Zła próbka perfum ? - zaczął zgadywać.
W oczach stanęły mi łzy.
- Gwen? - w jego głosie wyraźnie brzmiał niepokój.
- Ja,ja... - jąkałam - ja jestem w ciąży.
Minę miał jakby trafił go piorun. Lecz jego odrętwienie trwało krótko. Wziął mnie roztrzęsioną na ręce i zaniósł do sypialni. Położył mnie na łóżku po czym zaczął energicznie pakować torbę. Następnie poszedł do hallu po kurtki. Założył mi moją po czym zapiął mi zamek pod samą szyję. Swoją przerzucił przez ramię wraz z torbą i wziął mnie na ręce łapiąc po drodze kluczyki do auta. Po chwili ruszyliśmy w kierunku kliniki jego siostry.
                                                              * * *
Leżałam sobie na kozetce, koło mnie siedział Harry, a jego siostra krążyła po pomieszczeniu.
No ja nie wiem co ty sobie wyobrażasz Harry - biadoliła - Żeby tak obciążać naszą rodzinę. Wiesz ile to wydatków? Już wystarczy że musieliśmy pochować Matta.
Harry zbladł i nie był w stanie się poruszyć, jedynie co zrobił to zacisnął pięści tak że zbielały mu kłykcie. Ja natomiast doskoczyłam do niej i złapałam ją za kołnierz.
- Coś ty powiedziała? - wysyczałam - Wystarczy że musieliśmy? Matta? A tak w ogóle to czemu jesteś ginekologiem, skoro dziecko to według ciebie tylko kłopot...
Nie dokończyłam.
Wyrwała mi się i z całej siły popchnęła. Już myślałam że rozbije się o wózek z całym oprzyrządowaniem gdy, Harry złapał mnie w ostatnim momencie. Wziął mnie znowu na ręce i wyszedł przez otwarte drzwi. W korytarzu zatrzymał się na chwilę i rzucił jej przez ramię:
- Zmieniłaś się.
Zgromiła go tylko wzrokiem i zatrzasnęła z hukiem drzwi.
                                                          * * *
- Nic ci nie jest? - spytał po raz setny odkąd opuściliśmy budynek przychodni. - Nie poznaje jej - dodał z rozgoryczeniem, gdy usłyszał ode mnie twierdzącą odpowiedź - Kiedyś taka niebyła. Jeszcze raz cię za nią przepraszam.
Machnęłam ręką lecz zamarłam nią w powietrzu. Zaś za to Harry wpatrywał się tępo przed siebie. Gdy tylko zaparkował, sięgnęłam do pasa lecz mnie powstrzymał i sam szybko wysiadł. Ja jednak wbrew jego protestom ruszyłam za nim.
Po dwóch minutach pomimo wielu cegieł i mebli które znajdowały się zniszczone przed naszym domem ruszyliśmy do środka. Stając przed salonem a raczej tym co z niego zostało zamarłam. Wszystko było połamane. Wszystko. Nawet podłoga. Do futryny (w sumie jej pozostałości) została przyszpilona kartka. Harry oderwał ją jednym ruchem dłoni i zaczął ją czytać lecz mu ją wyrwałam.
Na kartce było napisane:
Droga Gwendolyn Ort pozbyliśmy się twojej matki Jesicki Ort a stan twojego domu to znak że ty będziesz następna .
                                                                                                                           Gwardia Prezydenta
Natychmiast oparłam się o Harrego. Przytrzymał mnie i zabrał do samochodu.
                                                     * * *
Pędziliśmy sto na godzinę przez autostradę aż do Wenecji. Przed Mediolanem zatrzymaliśmy się ,wzięliśmy torbę i porzuciliśmy auto na skraju miasta. Harry zaprowadził mnie do krzaków ,odsunął je i pomógł mi wejść do tunelu w środku krzaka. Potem on wskoczył do dziury i zasłonił z powrotem wejście. Dyszałam ciężko jak po długim biegu. Harry też ciężko oddychał.
- Gdzie jesteśmy? - spytałam.
- W Głównej Bazie sojuszników Oporu - wyrecytował jakby powtarzał to po raz setny.
Ja tą nazwę słyszałam po raz pierwszy. Rozejrzałam się dookoła. Staliśmy w jakimś przedsionku który był wykonany z niemi oraz korzeni. Gdy wyszliśmy z niego przez drzwi znajdujące się za dużym obrazem ,,Wolności wiodącej lud na barykady" znaleźliśmy się w kolejnym pomieszczeniu wypełnionym obrazami. Tym razem poszliśmy za obraz Vincenta Van Gogha, a konkretniej za jego autoportret. Gdy zamknęliśmy drzwi spostrzegłam że nie znajdujemy się w pomieszczeniu z obrazami na ścianach lecz z mnóstwem drzwi.
To tak dla ochrony - odpowiedział Harry na moje nieme pytanie.
Ruszyliśmy przez całą długość sali i dotarliśmy do małych drewnianych wrót. Po drugiej stronie nie było ziemi ani korzeni tylko zwykłe ściany i podłoga a wokół poprzyczepiane do ścian było pełno broni różnego kalibru. Już mamy iść dalej, gdy do pomieszczenia wchodzi smukła dziewczyna z brązowymi włosami oraz z niebieskimi lśniącymi oczami. Podeszła do mojego chłopaka i go objęła. Po jakiś pięciu minutach chrząknęłam znacząco bo trwało to stanowczo za długo. Dziewczyna się odsunęła, doszła do mnie i walnęła mnie z całej siły pięścią w nos. Upadłam na ziemię, słysząc krzyk ukochanej osoby wołającej moje imię. Dostałam znowu z pięści.
- A masz kilerko - wysyczała.
Minęła chwila zanim skontaktowałam.
- Kilerka? - wyszeptałam -Ja? Na mózg ci padło czy co?
Jeszcze miałam coś powiedzieć lecz walnęła mnie swoim buciorem w nogę.
Czego chcesz ode mnie wstrętna sadystko? - darłam się na nią przez łzy - Ja nic nie wiem . Zostaw mnie bo zrobisz krzywdę mojemu dziecku.
Osłupiała. Te chwile wykorzystał Harry i ją ze mnie ściągnął. Powoli odpływałam w otchłań.
Ostatnie co usłyszałam to:
Jesica Ort zatłukła moją matkę. 
                                                                   * * *
- Nos jej nastawiliśmy a kość w nodze jest lekko pęknięta - rzekł zirytowany głos.
- Ale z dzieckiem wszystko w porządku? - odezwał się drugi ,bardziej zaniepokojony niż nerwowy - I jeszcze wczoraj mówiłeś że ma pęknięcia czaszki.
- Drobne.
To usłyszawszy znowu odpłynęłam.
                                                                    * * *
Jak to długo jeszcze potrwa? - spytał łamiący się głos -Kiedy ona się obudzi?
Tak mi się zrobiło żal tej osoby że postanowiłam otworzyć oczy. Z początku mi nie szło. Czułam jakby były z ołowiu. Po kilku próbach wreszcie mi się udało lecz zamknęłam je szybko bo raziło mnie światło jarzeniówek. Pomimo tego że trwało to ułamek sekundy czuwający przy moim łóżku to zauważył.
Jak się czujesz? - spytała jakaś osoba w której rozpoznałam Harrego.
Strasznie dudniło mi w głowie więc dodatkowy dźwięk z otoczenia pogarszał sytuacje.
Widząc to Harry odezwał się:
Skoro źle się czujesz to nie będę wołał... - nie dokończył bo przerwała mu moja oprawczyni. - ...Tej wstrętnej sadystki - dokończyła.
- Nie wcale ,nie chciałem tego powiedzieć - zaczął się bronić lecz przerwała mu zdecydowanym ruchem ręki. On sobie poszedł rzucając mi przepraszające spojrzenie a ona usiadła obok mojego łóżka.
- Należą ci się solidne przeprosiny - zaczęła - nawet jeśli byłabyś córką Jessicki niepowinnam cię była tak traktować.
- Ale dlaczego ona jak to określiłaś zatłukła twoją matkę?
- Jak się okazało kiedy byłaś nieprzytomna ona zabiła sąsiadkę mamy a nie mamę bo ona działała jako agentka prezydenta. Jeszcze jedno. Moją matką jest Lecey Clark a ty jesteś moją siostrą. Podbrudek zaczął mi się trząść.
- A jak się nazywasz?
- Vanessa Clary Clark a ty Gwendolyn Vanessa Clark. Chcesz wiedzieć skąd wiem? - spytała ze współczuciem w głosie.
Skinęłam głową a ona powiedziała mi że naszej matce udało się uciec z pałacu prezydenta i że to właściwie ona i jej drugi mąż mnie opatrzyli a potem zdała jej relacje że jest jej matką.
Ciąg dalszy nastąpi...

Komentarze

Popularne posty