Rozdział 7
No i znowu siedziałam w samolocie. Tyle że Harry siedział obok mnie zamiast mojej podlej siostry.
- Gdzie dokładnie lecimy? - spytałam.
- Do Pragi - uśmiechnął się od ucha do ucha i po chwili zasnął. Spojrzałam na niego z czułością. Miał posiniaczoną rękę ponieważ gdy ewakuował całe zaplecze bazy to spał na niego obraz. Za mną zaź spała moja siostra która była pogrążona w głębokim śnie. Nie był jej wstanie obudzić nawet wiercący się obok niej pasażer. Wkrótce też odpłynęłam do krainy snu.
* * *
Znajduje się w pomieszczeniu gdzie wszystko (nawet sufit) jest złote. Na ścianach nic nie ma. Nagle pomieszczenie zaczyna się kurczyć aż w końcu jestem zakleszczona między ścianami. W pewnym momencie jest tak ciasno że nie mogę oddychać. W momencie gdy przed moimi oczami pojawiają się mroczki ściany pękają moim oczom ukazuje się prezydent z łagodnym uśmiechem na twarzy w otoczeniu mojego rodzeństwa.
Witaj córeczko - mówi łagodnym głosem.
Budzę się w hotelowym łóżku zlana potem. Serce mi łomocze jak po długo dystansowym biegu.
Witaj córeczko -myślę - Że co?
Już chyba wolałabym żeby mnie zabili na tych igrzyskach - mówię na głos.
Co ty wygadujesz? - wchodzi moja siostra z lekami w ręku. - O Boże! Gwen! Co ci?
Nic dziwnego że się mnie wystraszyła. Szczerze mówiąc ja też się wystraszyłam własnego odbicia w lustrze. Jestem cała blada, z nosa wystaje zakrzepnięta krew a na nodze widać było że pękła mi żyła. W dodatku miałam na niej pełno zadrapań i siniaków a cała pościel była w plamach krwi.
Co do cho... - spytał Clary mój chłopak lecz gdy mnie zobaczył zamarł.
Podbiegł do mnie i ujął mnie delikatnie za rękę. Moja siostra stała jak wmurowana w podłogę. I chyba nas wszystkich troje olśniło w tej samej chwili wyszeptaliśmy:
Rany się otworzyły!
* * *
Gwałtowny ból przeszył moje ciało. Miałam wrażenie że tysiąc ostrzy wbija mi się w skore tyle że była to tylko jedna igła.
Już dobrze? - spytała moja siostra lecz z każdą chwilą jej słowa były coraz mniej wyraźne. W końcu zasnęłam.
* * *
Po jakimś tygodniu leżenia pozwolono mi się wreszcie ruszyć z łóżka. No i najważniejsze nie brałam już prawie wcale leków. Tylko od czasu do czasu musiałam wziąć jakąś tabletkę. Właśnie się szykowałam do wyjścia gdy nagle natknęłam się na jakiś świstek między rzeczami mojej siostry. Rozłożyłam kartkę i zaczęłam czytać:
Z protokołu 0569/282 Rozkaz 12368/128
Clarisso Evangelino Menson Fizpatric (znana jako Clarissa Clark) Państwowy Okręg Rządowy Prezydenta i Sam Prezydent Romuald Ananisz Tobias Eldorado Manson Fizpatric zezwalają Pani na przeprowadzenie operacji o nazwie 05 (pełnej nazwy nie podajemy ze względów bezpieczeństwa). Gratulujemu też Pani otrzymanego stopnia podporucznika. Z poważaniem. &
* * *
Mam siostrę zdrajce. Nie mogę w to uwierzyć. Nikt się nie może dowiedzieć że ja wiem. Odłożyłam kartkę na swoje miejsce i zeszłam na dół.
- No nareszcie - uśmiecha się do mnie Clary.
Już więcej nie dam się nabrać na ten zdradziecki gest.
- Nigdzie nie idę - mówię przez zaciśnięte zęby.
Harry patrzył na mnie w osłupieniu. Clary zaź miała neutralny wyraz twarzy. Podeszłam do blatu,wzięłam leżący na nim nóż do warzyw i uniosłam go w górę.
- Ani kroku dalej ty zdradziecka świnio. - cedzę - Pracujesz dla prezydenta. Widziałam twoje papiery.
- Jeszcze jeden krok do przodu a on zginie. - moja siostra wyciągnęła z kieszeni pistolet i skierowała go w stronę Harrego. - Nie zastraszysz mnie jakimś nożykiem.
Po chwili jednak znajduje się przy mnie i przystawia mi do głowy pistolet , drugą ręką wykręcając mi ręce.
Nie! - krzyczy Harry.
- Nie drzyj się patafonie - syczy - bo pociągnę za spust.
Ja tym czasem sycząc z bólu z powodu wykręconych rąk ostatkiem sił wpycham jej nóż w brzuch. Upadła na kolana. Pistolet wysuwa jej się z ręki. Podniosłam go z podłogi. Skiełkowałam go w jej stronę i pociągnęłam za sput. Rozległ się potężny huk a siła odskakującego pistoletu mnie powaliła na ziemię. Harry pomógł mi wstać a ja spojrzałam na Clary. Leży na podłodze cała w kałuży krwi. Martwa.
Ciąg dalszy nastąpi...
- Gdzie dokładnie lecimy? - spytałam.
- Do Pragi - uśmiechnął się od ucha do ucha i po chwili zasnął. Spojrzałam na niego z czułością. Miał posiniaczoną rękę ponieważ gdy ewakuował całe zaplecze bazy to spał na niego obraz. Za mną zaź spała moja siostra która była pogrążona w głębokim śnie. Nie był jej wstanie obudzić nawet wiercący się obok niej pasażer. Wkrótce też odpłynęłam do krainy snu.
* * *
Znajduje się w pomieszczeniu gdzie wszystko (nawet sufit) jest złote. Na ścianach nic nie ma. Nagle pomieszczenie zaczyna się kurczyć aż w końcu jestem zakleszczona między ścianami. W pewnym momencie jest tak ciasno że nie mogę oddychać. W momencie gdy przed moimi oczami pojawiają się mroczki ściany pękają moim oczom ukazuje się prezydent z łagodnym uśmiechem na twarzy w otoczeniu mojego rodzeństwa.
Witaj córeczko - mówi łagodnym głosem.
Budzę się w hotelowym łóżku zlana potem. Serce mi łomocze jak po długo dystansowym biegu.
Witaj córeczko -myślę - Że co?
Już chyba wolałabym żeby mnie zabili na tych igrzyskach - mówię na głos.
Co ty wygadujesz? - wchodzi moja siostra z lekami w ręku. - O Boże! Gwen! Co ci?
Nic dziwnego że się mnie wystraszyła. Szczerze mówiąc ja też się wystraszyłam własnego odbicia w lustrze. Jestem cała blada, z nosa wystaje zakrzepnięta krew a na nodze widać było że pękła mi żyła. W dodatku miałam na niej pełno zadrapań i siniaków a cała pościel była w plamach krwi.
Co do cho... - spytał Clary mój chłopak lecz gdy mnie zobaczył zamarł.
Podbiegł do mnie i ujął mnie delikatnie za rękę. Moja siostra stała jak wmurowana w podłogę. I chyba nas wszystkich troje olśniło w tej samej chwili wyszeptaliśmy:
Rany się otworzyły!
* * *
Gwałtowny ból przeszył moje ciało. Miałam wrażenie że tysiąc ostrzy wbija mi się w skore tyle że była to tylko jedna igła.
Już dobrze? - spytała moja siostra lecz z każdą chwilą jej słowa były coraz mniej wyraźne. W końcu zasnęłam.
* * *
Po jakimś tygodniu leżenia pozwolono mi się wreszcie ruszyć z łóżka. No i najważniejsze nie brałam już prawie wcale leków. Tylko od czasu do czasu musiałam wziąć jakąś tabletkę. Właśnie się szykowałam do wyjścia gdy nagle natknęłam się na jakiś świstek między rzeczami mojej siostry. Rozłożyłam kartkę i zaczęłam czytać:
Z protokołu 0569/282 Rozkaz 12368/128
Clarisso Evangelino Menson Fizpatric (znana jako Clarissa Clark) Państwowy Okręg Rządowy Prezydenta i Sam Prezydent Romuald Ananisz Tobias Eldorado Manson Fizpatric zezwalają Pani na przeprowadzenie operacji o nazwie 05 (pełnej nazwy nie podajemy ze względów bezpieczeństwa). Gratulujemu też Pani otrzymanego stopnia podporucznika. Z poważaniem. &
* * *
Mam siostrę zdrajce. Nie mogę w to uwierzyć. Nikt się nie może dowiedzieć że ja wiem. Odłożyłam kartkę na swoje miejsce i zeszłam na dół.
- No nareszcie - uśmiecha się do mnie Clary.
Już więcej nie dam się nabrać na ten zdradziecki gest.
- Nigdzie nie idę - mówię przez zaciśnięte zęby.
Harry patrzył na mnie w osłupieniu. Clary zaź miała neutralny wyraz twarzy. Podeszłam do blatu,wzięłam leżący na nim nóż do warzyw i uniosłam go w górę.
- Ani kroku dalej ty zdradziecka świnio. - cedzę - Pracujesz dla prezydenta. Widziałam twoje papiery.
- Jeszcze jeden krok do przodu a on zginie. - moja siostra wyciągnęła z kieszeni pistolet i skierowała go w stronę Harrego. - Nie zastraszysz mnie jakimś nożykiem.
Po chwili jednak znajduje się przy mnie i przystawia mi do głowy pistolet , drugą ręką wykręcając mi ręce.
Nie! - krzyczy Harry.
- Nie drzyj się patafonie - syczy - bo pociągnę za spust.
Ja tym czasem sycząc z bólu z powodu wykręconych rąk ostatkiem sił wpycham jej nóż w brzuch. Upadła na kolana. Pistolet wysuwa jej się z ręki. Podniosłam go z podłogi. Skiełkowałam go w jej stronę i pociągnęłam za sput. Rozległ się potężny huk a siła odskakującego pistoletu mnie powaliła na ziemię. Harry pomógł mi wstać a ja spojrzałam na Clary. Leży na podłodze cała w kałuży krwi. Martwa.
Ciąg dalszy nastąpi...

Komentarze
Prześlij komentarz