Rozdział 8
Część 2
Harry
Stałem się bezradny. Bezsilny. Gwen cały czas stała przy oknie i tępo się w nie wpatrywała. Godzinę wcześniej moi towarzysze zabrali ciało Clary. A może jednak to nie była godzina? Nie wiem. Próbowałem już kilka razy prosić Gwenny żeby mi pokazała te papiery lecz ani drgnie. A ja nie poszedłem ich szukać bo zbyt bardzo się o nią bałem. Nagle rozbrzmiały się dźwięki ``He`s a pirate,, . Zamarłem. Teleon Clary. Byłem bardziej przerażony niż wtedy gdy Clarrisa przytknęła mi pistolet do głowy. Podszedłem do jej torebki i wyjąłem komórkę. Zerknąłem na wyświetlacz-``Dowódca:),, . Cholera! Odrzuciłem połączenie,wyjąłem kartę SIM i rozwalilem ją młotkiem do mięsa wyrzucając przy okazji do śmieci. Musimy się stąd wynosić i to szybko!
* * *
- Nie cierpisz mnie po tym wszystkim? - spytała mnie niespodziewanie Gwen.
Spojrzałem na nią zaskoczony. To były jej pierwsze słowa od miesiąca.
- Ty to powiedziałaś - odrzekłem po chwili po czym ją mocno przytuliłem. Odwzajemniła uścisk.
- Dziękuję - szepnęła i zasnęła.
* * *
Cholera! - Gwen przeklnęła po raz kolejny.
Siedzieliśmy razem w naszej nowej suterenie i przeglądaliśmy inormację na temat prezydenta.
Gwenny przejechała palcem po fragmencie zdania:
`ma 4 dzieci w tym bliźnięta i jednego syna.
Tak jak we śnie - szepnęła.
- To nic nie znaczy kochanie - próbowałem ją uspokoić.
- Wcale bym się nie zdziwiła gdyby podali imiona - burknęła.
- Hm... napewnoby podali - uśmiechnąłem się.
Nagle mi się coś przypomniało.
- Czy ty przypadkiem przed chwilą nie powiedziałaś ``Tak jak we śnie,,?
Skinęła. Przytuliła się do mnie i opowiedziała mi swój sen.
- To tylko sen - mruknęła. Przewinęła tekst na monitorze. - No i mamy czego chcieliśmy.
Na ekranie pojawiło się drzewo genealogiczne prezydenta oraz krótkie zdanie pod spodem:
Dzieci prezydenta to: Vanessa Clary, Gwendolyn Vanessa ,Carter i Clarissa.
Gwen podniosła się gwałtownie z krzesła i podeszła w kilku szybkich krokach do teleonu.
* * *
Uspokój się Gweeny. Naprawdę nie ma powodu - odparłem zaniepokojony o los drzwi do mieszkania pani Clark. Gwen waliła w nie pięściami.
Drzwi otworzyła Vanessa. Ku mojemu zaskoczeniu Vanessa nie rzuciła żadnej uszczypliwej uwagi w kierunku swojej siostry.
Mama czeka w salonie - powiedziała głosem całkowicie wypranym z emocji po czym odwróciła się nie patrząc nawet czy za nią idziemy.
Gdy weszliśmy do małego pomieszczenia które było całe było obite drewnem zobaczyłem Lacey siedzącą u szczytu stołu. Miała nieprzenikniony wyraz twarzy. Przy stole również siedziało rodzeństwo mojej dziewczyny.
Usiadlem lecz ona wolała stać.
Jak mogłaś - wysyczała.
Ciąg dalszy nastąpi...
Harry
Stałem się bezradny. Bezsilny. Gwen cały czas stała przy oknie i tępo się w nie wpatrywała. Godzinę wcześniej moi towarzysze zabrali ciało Clary. A może jednak to nie była godzina? Nie wiem. Próbowałem już kilka razy prosić Gwenny żeby mi pokazała te papiery lecz ani drgnie. A ja nie poszedłem ich szukać bo zbyt bardzo się o nią bałem. Nagle rozbrzmiały się dźwięki ``He`s a pirate,, . Zamarłem. Teleon Clary. Byłem bardziej przerażony niż wtedy gdy Clarrisa przytknęła mi pistolet do głowy. Podszedłem do jej torebki i wyjąłem komórkę. Zerknąłem na wyświetlacz-``Dowódca:),, . Cholera! Odrzuciłem połączenie,wyjąłem kartę SIM i rozwalilem ją młotkiem do mięsa wyrzucając przy okazji do śmieci. Musimy się stąd wynosić i to szybko!
* * *
- Nie cierpisz mnie po tym wszystkim? - spytała mnie niespodziewanie Gwen.
Spojrzałem na nią zaskoczony. To były jej pierwsze słowa od miesiąca.
- Ty to powiedziałaś - odrzekłem po chwili po czym ją mocno przytuliłem. Odwzajemniła uścisk.
- Dziękuję - szepnęła i zasnęła.
* * *
Cholera! - Gwen przeklnęła po raz kolejny.
Siedzieliśmy razem w naszej nowej suterenie i przeglądaliśmy inormację na temat prezydenta.
Gwenny przejechała palcem po fragmencie zdania:
`ma 4 dzieci w tym bliźnięta i jednego syna.
Tak jak we śnie - szepnęła.
- To nic nie znaczy kochanie - próbowałem ją uspokoić.
- Wcale bym się nie zdziwiła gdyby podali imiona - burknęła.
- Hm... napewnoby podali - uśmiechnąłem się.
Nagle mi się coś przypomniało.
- Czy ty przypadkiem przed chwilą nie powiedziałaś ``Tak jak we śnie,,?
Skinęła. Przytuliła się do mnie i opowiedziała mi swój sen.
- To tylko sen - mruknęła. Przewinęła tekst na monitorze. - No i mamy czego chcieliśmy.
Na ekranie pojawiło się drzewo genealogiczne prezydenta oraz krótkie zdanie pod spodem:
Dzieci prezydenta to: Vanessa Clary, Gwendolyn Vanessa ,Carter i Clarissa.
Gwen podniosła się gwałtownie z krzesła i podeszła w kilku szybkich krokach do teleonu.
* * *
Uspokój się Gweeny. Naprawdę nie ma powodu - odparłem zaniepokojony o los drzwi do mieszkania pani Clark. Gwen waliła w nie pięściami.
Drzwi otworzyła Vanessa. Ku mojemu zaskoczeniu Vanessa nie rzuciła żadnej uszczypliwej uwagi w kierunku swojej siostry.
Mama czeka w salonie - powiedziała głosem całkowicie wypranym z emocji po czym odwróciła się nie patrząc nawet czy za nią idziemy.
Gdy weszliśmy do małego pomieszczenia które było całe było obite drewnem zobaczyłem Lacey siedzącą u szczytu stołu. Miała nieprzenikniony wyraz twarzy. Przy stole również siedziało rodzeństwo mojej dziewczyny.
Usiadlem lecz ona wolała stać.
Jak mogłaś - wysyczała.
Ciąg dalszy nastąpi...

Komentarze
Prześlij komentarz