Rozdział 9
Część 3
Carter
Jeszcze nigdy nie widziałem jej w takim stanie. Wyglądała jakby miała się zaraz na kogoś rzucić. Wyraźnie nad sobą nie panowała. Harry patrzył na nią z przestrachem.
- Bądźcie tak dobzi i... - matka miała wyraźnie łzy w oczach ale jej mowa została brutalnie przerwana.
- Dobzi. Phi. Dobre sobie. Może i dobzi jesteśmy ale na pewno nie ty.
- Gwen! - miałem już tego dosyć.
Wykręciłem jej ręce przyciskając ja do ściany. Próbowała się wyrwać ale nadaremnie. Harry poszedł do nas ale Vanessa odsunęła go na bok i wyjęła przy okazji strzykawkę z komody. Chłopak Gwen popatrzył na nią z przerażeniem.
- Lek uspakajający - wyjaśniła spokojnie po czy wstrzyknęła lekarstwo swojej siostrze.
Raz,dwa,trzy - zaczęła odliczać.
Gdy minęła minuta skinęła w moim kierunku głową. Zwolniłem uścisk. po chwili złapałem ja w locie. Była osłabiona.
Przepraszam - wydukała.
Posadziłem ją na kanapie i usiadłem obok niej tak na wszelki wypadek. Mama podeszła do niej ,pocałowała ją w czoło i usiadła po jej drugiej stronie.
Kochanie - zaczęła i chwyciła ją za rękę - Tylko ty tego nie wiesz i za to cię przepraszam. Tak.słusznie podejrzewasz. Prezydent to znaczy Romuald jest twoim ojcem. Waszym ojcem. - Vanessa stężała. - Lecz go opuściłam kiedy byłaś niemowlęciem.
Vanessa wybiegła z płaczem. Dobrze wiedziałem co się stało.
* * *
Gwen patrzyła na mnie pytająco. Za to ja popatrzyłem na mamę. Skinęła głową i wyprowadziła Harrego.
Vanessa miała trudne dzieciństwo - odparłem po dłuższej chwili - Była bita. Wręcz maltretowana. Najpierw przez służbę a później dodatkowo przez ojca. W niektórych akcjach używał nawet noza. - Widać było na jej twarzy przerażenie - Nie raz ją reanimowali.
- Ktoś jeszcze był bity? - spytała.
- Nie. Tylko ona.
- A dlaczego mama nie zabrała jej po pierwszej takiej sytuacji?
- Bo ten tyran to zatuszowywał. Przyznał się po roku kiedy nie mógł już tego kryć.
Gwen wygladała jakby się nad czymś zastanawiała.
- To czemu u Van nie widać blizn bo Clary taką miała? - wzdrygnęła się.
- Ta pierwsza to dobrze ukrywa. A Clarissa - westchnęłem -Raz. Tylko raz zasłoniła Vanesse.
* * *
Po tym jak Harry i Gwen wyszli Vanessa zaciągnęła mnie do swojego pokoju.
- Powiedziałes jej? - spytała szeptem.
- Tak. Powiedziałem jej żeby nie zrobiła jakiegoś wyskoku.
Przytuliła mnie.
- Ona nie może się dowiedzieć.
-Wiem.
Popatrzyła na mnie z przestrachem.
- To jest niecodzienne - westchnęła.
- Wcale nie - uśmiechnąłem się - po prostu pominęliśmy pewną informację.
Uśmiechnęła się łobuzersko po czym mnie pocałowała. Bo Van nie jest moją siostrą. Została podrzucona mamię gdy była niemowlęciem. Ale Gwen nie wiedziała. Vanessa jak na nią dobrze sobie radziła z własną historią. Dobrze radziła choć nie znała mamy.
- O czym tak rozmyślasz? - wyrwała mnie z zamyślenia.
- O tym jaka jesteś dzielna - odparłem bez zastanowienia.
- Taaak. A ziemia jest płaska.
- Ale ja mówię na serio. I... - nie dokończyłem tylko ją pocałowałem.
Oddała pocałunek z wielką wręcz pasją.
Nagle usłyszałem czyjeś chrząknięcie.
Obruciłem się. W drzwiach stał Harry.
- Proszę,proszę... - zaczął.
- Po co tu przyszedłeś? - warknąłem.
- Gwen zostawiła sweter - uniósł do góry ubranie. - Ale heca wy się całujecie. No tylko czekajcie jak Gwen się o tym dowie i wtedy...- nie skończył gdyż Vanessa doskoczyła do niego.
Wyglądała na zdesperowaną/
- Nie powiesz jej - szepnęła.
- A czemu nie? - spytał ją ze złośliwym uśmieszkiem.
- Bo nie. - wysyczałam przez zęby.
- Dlaczego?
- Bo ją to załamie - odparła Vanessa.
- A nie sądzicie że jak jej nie powiecie to będzie nie fair. Już nie mówiąc o tym co się stanie gdy was przyłapię. Nie chciałbym być wtedy na waszym miejscu. To zróbmy tak. Ja jej tego nie powiem ale jej to powiecie. Jutro. Jak nie to inaczej się rozliczymy - powiedział po czym wyszedł.
Ciąg dalszy nastąpi...
Carter
Jeszcze nigdy nie widziałem jej w takim stanie. Wyglądała jakby miała się zaraz na kogoś rzucić. Wyraźnie nad sobą nie panowała. Harry patrzył na nią z przestrachem.
- Bądźcie tak dobzi i... - matka miała wyraźnie łzy w oczach ale jej mowa została brutalnie przerwana.
- Dobzi. Phi. Dobre sobie. Może i dobzi jesteśmy ale na pewno nie ty.
- Gwen! - miałem już tego dosyć.
Wykręciłem jej ręce przyciskając ja do ściany. Próbowała się wyrwać ale nadaremnie. Harry poszedł do nas ale Vanessa odsunęła go na bok i wyjęła przy okazji strzykawkę z komody. Chłopak Gwen popatrzył na nią z przerażeniem.
- Lek uspakajający - wyjaśniła spokojnie po czy wstrzyknęła lekarstwo swojej siostrze.
Raz,dwa,trzy - zaczęła odliczać.
Gdy minęła minuta skinęła w moim kierunku głową. Zwolniłem uścisk. po chwili złapałem ja w locie. Była osłabiona.
Przepraszam - wydukała.
Posadziłem ją na kanapie i usiadłem obok niej tak na wszelki wypadek. Mama podeszła do niej ,pocałowała ją w czoło i usiadła po jej drugiej stronie.
Kochanie - zaczęła i chwyciła ją za rękę - Tylko ty tego nie wiesz i za to cię przepraszam. Tak.słusznie podejrzewasz. Prezydent to znaczy Romuald jest twoim ojcem. Waszym ojcem. - Vanessa stężała. - Lecz go opuściłam kiedy byłaś niemowlęciem.
Vanessa wybiegła z płaczem. Dobrze wiedziałem co się stało.
* * *
Gwen patrzyła na mnie pytająco. Za to ja popatrzyłem na mamę. Skinęła głową i wyprowadziła Harrego.
Vanessa miała trudne dzieciństwo - odparłem po dłuższej chwili - Była bita. Wręcz maltretowana. Najpierw przez służbę a później dodatkowo przez ojca. W niektórych akcjach używał nawet noza. - Widać było na jej twarzy przerażenie - Nie raz ją reanimowali.
- Ktoś jeszcze był bity? - spytała.
- Nie. Tylko ona.
- A dlaczego mama nie zabrała jej po pierwszej takiej sytuacji?
- Bo ten tyran to zatuszowywał. Przyznał się po roku kiedy nie mógł już tego kryć.
Gwen wygladała jakby się nad czymś zastanawiała.
- To czemu u Van nie widać blizn bo Clary taką miała? - wzdrygnęła się.
- Ta pierwsza to dobrze ukrywa. A Clarissa - westchnęłem -Raz. Tylko raz zasłoniła Vanesse.
* * *
Po tym jak Harry i Gwen wyszli Vanessa zaciągnęła mnie do swojego pokoju.
- Powiedziałes jej? - spytała szeptem.
- Tak. Powiedziałem jej żeby nie zrobiła jakiegoś wyskoku.
Przytuliła mnie.
- Ona nie może się dowiedzieć.
-Wiem.
Popatrzyła na mnie z przestrachem.
- To jest niecodzienne - westchnęła.
- Wcale nie - uśmiechnąłem się - po prostu pominęliśmy pewną informację.
Uśmiechnęła się łobuzersko po czym mnie pocałowała. Bo Van nie jest moją siostrą. Została podrzucona mamię gdy była niemowlęciem. Ale Gwen nie wiedziała. Vanessa jak na nią dobrze sobie radziła z własną historią. Dobrze radziła choć nie znała mamy.
- O czym tak rozmyślasz? - wyrwała mnie z zamyślenia.
- O tym jaka jesteś dzielna - odparłem bez zastanowienia.
- Taaak. A ziemia jest płaska.
- Ale ja mówię na serio. I... - nie dokończyłem tylko ją pocałowałem.
Oddała pocałunek z wielką wręcz pasją.
Nagle usłyszałem czyjeś chrząknięcie.
Obruciłem się. W drzwiach stał Harry.
- Proszę,proszę... - zaczął.
- Po co tu przyszedłeś? - warknąłem.
- Gwen zostawiła sweter - uniósł do góry ubranie. - Ale heca wy się całujecie. No tylko czekajcie jak Gwen się o tym dowie i wtedy...- nie skończył gdyż Vanessa doskoczyła do niego.
Wyglądała na zdesperowaną/
- Nie powiesz jej - szepnęła.
- A czemu nie? - spytał ją ze złośliwym uśmieszkiem.
- Bo nie. - wysyczałam przez zęby.
- Dlaczego?
- Bo ją to załamie - odparła Vanessa.
- A nie sądzicie że jak jej nie powiecie to będzie nie fair. Już nie mówiąc o tym co się stanie gdy was przyłapię. Nie chciałbym być wtedy na waszym miejscu. To zróbmy tak. Ja jej tego nie powiem ale jej to powiecie. Jutro. Jak nie to inaczej się rozliczymy - powiedział po czym wyszedł.
Ciąg dalszy nastąpi...

Komentarze
Prześlij komentarz